Od dziecka zawsze dziwnie interesowało mnie „jak coś się robi”. Jeśli jakiś przedmiot mi się podobał, nie pytałem „gdzie go kupiłeś?”, ale „jak to robisz?”. Wynik nigdy mnie nie interesował, albo prawie nic, dla mnie proces twórczy był i jest wszystkim. Radości z projektowania, eksperymentowania, robienia i ponownego próbowania, jak zapewne wiesz, nie da się opisać słowami. Spędzałem czas na modelowaniu, rysowaniu, kolorowaniu, składaniu i demontażu, ale... Potem, gdy dorastałem, coraz bardziej oddalałem się od tego świata, od mojego świata i zacząłem myśleć o poważnych rzeczach, przyjąłem życie jako dorosłości, a wraz z nią poczucie pustki i apatii. Aż pewnego dnia, w środku ataku niepokoju zmieszanego z desperacją, powiedziałam sobie: Chcę wstać rano i zacząć malować. Zwariowany? Może tak. Ale szczęśliwy 🌈