Rok stworzenia | 2024 |
---|---|
Wymiary | 70 S × 54 W × 1.8 G cm |
Rodzaje sztuki | malarstwo |
Styl | surrealizm |
Gatunek | pejzaż morski |
Materiały | akryl, drewno |
Sposób pakowania | Opakowanie kartonowe |
Obraz ten przedstawia podwodny świat (Atlantydę?), w którym ewoluują wspaniałe stworzenia. Na pierwszym planie, u dołu obrazu, zza koralowców wyłaniają się trzy ryby: jedna fioletowa, wydłużona; drugi, w różowych odcieniach, nosi wąsy; ostatni, zielony, okrągły, wychodzi ze swojej kryjówki, aby podążać za towarzyszami i zobaczyć, co dzieje się nieco wyżej w kierunku powierzchni. Tam mała ptasia istota, ubrana w niebieski garnitur i pelerynę, dosiada pięknego konika morskiego, który trzyma trójząb w ogonie. Oboje są dumni, majestatyczni i lekkomyślni. Czy przygotowują się do konfrontacji z żaglicą, która pędzi w ich stronę, rozdzierając głębiny swoją długą, ostrą trąbką? Czy po prostu wędrują we śnie, po starożytnym królestwie, kontemplując przeszłość przesiąkniętą mitologią? W tle widać pozostałości świątyni grecko-rzymskiej, o ile nie jest to zjawa, owoc wyobraźni naszego małego bohatera na koniu.
Artystka samouk. Malować zaczęłam w 2014 roku, kilka lat po urodzeniu syna. Droga, która doprowadziła mnie do malarstwa? Zasadniczo potrzeba ucieczki od nudnego życia zawodowego, ponownego połączenia się z moimi marzeniami z dzieciństwa w czasie, gdy się zatraciłem, i chęć udostępnienia fantazji wszystkim (młodym i starszym). Zafascynowały mnie wspaniałe ilustracje odkryte w książkach dla dzieci, które czytam mojemu dziecku i zapragnęłam stworzyć własne obrazy, własne obrazy, które opowiadałyby historię mojego wewnętrznego świata, moich marzeń, moich fantazji, moich ideałów . Chciałem namalować to, co mnie poruszało, aby nigdy tego nie zapomnieć, zachować o tym pamięć, aby móc ją przekazać, przekazać. Chciałam malować, żeby pogodzić się z życiem, w którym tak naprawdę siebie nie poznałam, żeby w końcu odnaleźć siebie. Zaakceptuj przeszłość, zrozum wynikającą z niej teraźniejszość i pokochaj ją. Ponieważ piękno jest ostatecznie wszędzie i dlatego, że zawsze można napisać historię swojego życia na nowo. Kiedy tworzę postacie ołówkiem, nigdy nie wiem z góry, co narysuję. Puszczam rękę i wtedy widzę, co się pojawia. Lubię nie wiedzieć, dokąd zaprowadzą mnie moje działania. Lubię być zaskakiwany tym, co wyłania się z pierwszych pociągnięć ołówka. Mam przyjemne uczucie dostępu do czegoś, co zostało utracone (w mojej nieświadomości, czy w odległych wspomnieniach, cokolwiek?). Gdy zbiorę już dość dużą liczbę rysunków ołówkiem, szukam takich, które dałoby się zmieścić w tej samej scenie, postaci, które mogłyby wspólnie przeżyć przygody w ramach tego samego obrazu. Tworząc te kompozycje poświęcam dużo czasu. Kiedy odkryłem, które postacie mają sobie coś do powiedzenia i w jakim otoczeniu mogą ewoluować, przechodzę do malowania. Zawsze najpierw maluję tło (naturalny krajobraz), a potem umieszczam tam swoje postacie. Całość wykonana jest gwaszem akrylowym. Malarstwo i rysunek wydawały mi się pewniejszymi i potężniejszymi środkami wyrazu niż teksty i przemówienia. Jako lingwista z wykształcenia, mimo to, przygotowując pracę doktorską, długo pracowałem nad słowami i konstrukcją znaczeń. Polisemia w językach jest czasami tak zawrotna! Jeśli pozostałem wrażliwy na poezję dzieł literackich i na piękno dobrze prowadzonych wywodów, to one poruszają mnie dziś mniej niż poezja czy piękno obrazów. Słowa, czasem wprowadzające w błąd lub będące źródłem nieporozumień, nigdy nie dość kolorowe, a wręcz przeciwnie zbyt nasycone, nie mogą zrobić wszystkiego. Kiedy nie wiemy już, co i jak powiedzieć, kiedy brakuje słów, kiedy wymagana jest cisza, malarstwo, rzeźba, muzyka lub taniec mogą zająć miejsce, ku uciesze wszystkich. Tam, gdzie dzielą nas słowa i języki, sztuka ostatecznie nas łączy.